"Kiedy myślę o wszystkim , co mi się przydarzyło,
nie mogę pozbyć się
wrażenia że jest jakieś tajemnicze przeznaczenie
splatające nici
naszego życia mając bardzo jasną wizję przyszłość i
rzadko kiedy biorąc pod uwagę nasze pragnienia
i nasze plany:"
(Matilde Asensi)
Jesteśmy w końcu w Forks. W moim tajemniczym mieście. Wszystko tutaj mimo że nowe wydaję się dobrze mi znane. Wszystko co tu znajduje, czy poznaje teren dzięki temu moje wspomnienie przedzierając się przez mgłę zapomnienia. Coraz częstsze i wyraźniejsze sny pomagają to wszystko ogarnąć i ułożyć w logiczną całość. Często nie rozumiem wielu elementów takich jak to że we śnie chłopak zmienia się w wilka... to dosyć dziwne. Czy to wspomnienia czy też tylko wyobraźnia. To i tak szczęście i radość odczuwana podczas snu nie słabnie.
Dziś Alice planuje wypad do sklepu meblowego żeby rozejrzeć się za nowym sprzętem. Niestety ale chce abym z nią pojechała ja oczywiście odziedziczyłam po mamie niechęć do zakupów i jej odmawiam jednak Alice strasznie zależy abym z nią pojechała. Kiedy nasz chochlik jest zły lub smutny może być naprawdę wredny więc się zgodziłam.
-Za dziesięć minut w samochodzie.-powiedziała uradowana ciotka.
-Dobrze przebiorę się i jestem z powrotem
-OK.
Pobiegłam na górę i wpadłam do garderoby nie mogłam się na nic zdecydować więc wybrałam pierwszy lepszy zestaw i założyłam go.
Normalnie się nie przebieram w ciągu dnia no, ale chyba nie pojadę do miasta w dresie.
Nawet nie wiem ile zajęło mi to czasu. Zbiegłam na dół od razu kierują się do garażu. Oczywiście chochlik już czekała na mnie w swoim
żółtym porsche.
-Miałaś się tyko szybko przebrać i być za dziesięć minut a minęło piętnaście.
-Przepraszam ciociu ale kto jak kto ale ty powinnaś zrozumieć dylemat nad wyborem stroju-powiedziałam z uśmiechem i wsiadłam do auta
-No dobrze tym razem wygrałaś. Może dobrze że się spóźniłaś bo wyglądasz pięknie
-dziękuje.
- to co jedziemy- powiedziała wyjeżdżając z garażu Alice
Droga minęła szybko czego nie można powiedzieć o zakupach. Zatrzymałyśmy się w kilku sklepach meblowych no i oczywiście z odzieżą. Cała Alice tylko ciuchy jej w głowie. Przymierzyłam chyba pół sklepu a i tak tylko wybrałam dwie sukienki
no a ciocia nic nie kupiła... przez cały czas była zamyślona i nie obecna. W drodze powrotnej próbowałam się czegoś dowiedzieć jednak nic nie chciała mi powiedzieć. Po powrocie do domu wszystko się wyjaśniło. Kiedy weszłam do salonu wszyscy byli trochę jak by przybici.
- Coś się stało?-spytałam niepewnie
Głos zabrał tata
-Tak ten dom co Alice miała remontować spłoną
- Co takiego?
-Niestety ale spłoną kilka godzin temu-powtórzył tata
-Alice to dla tego byłaś smutna w sklepie?-spytałam
-Yhhy- i pokiwała głową na "tak"
Skoro dom spłoną, Alice nie ma co remontować to by znaczyło że musimy zostać tu. Nie to nie możliwe zostaniemy w Forks. Nie mamy innego wyjścia musimy zostać. Byłam w tedy taka szczęśliwa mimo że nie byłam tego pewna czy moje rozumowanie jest prawidłowe.
-Tato? Czyli by to znaczyła że...zostajemy w Forks??
-Niestety ale to prawda- wyznał smutny tata. On był nie tylko smutny ale też zły. Znaczy że pod moją nie obecność wydarzyła się coś jeszcze oprócz tego że dowiedzieli się o stracie tamtego domu. Jednak zapytam się kiedyś indziej bo jak bym teraz z siebie wydała jakiś dźwięk mógł by być nie naturalni wysoki i piskliwy ze szczęścia.
Jezu zostajemy w Forks- powtarzałam sobie w myślach przez całą drogę do swojego pokoju. Teraz mam więcej casu na poznanie tych wszystkich tajemnic dotyczących Forks bo jestem pewna że moi bliscy coś ukrywają.
Kilka godzin wcześniej Bella
Odką przyjechaliśmy do Forks czuję się dziwnie. tyle wspomnień wraca. Przecież to tu wszystko się zaczęło przecież to tu poznałam mojego męża Edwarda pacierz to tu urodziłam Renesmee, przecież to tu stałam się nieśmiertelna....
Z jednej strony jestem szczęśliwa że tu wróciliśmy ale z drugiej boję się o Ness ponieważ zdążyłam dowiedzieć się od Edwarda iż... Jacob nadal żyje i czeka. Moje rozmyślania przerwał Edward
-Bella będziemy mieli gościa
-Kogo?
-Jacoba
W tamtym monecie przez moja głowę przebiegały tysiące myśli. Jak dobrze że Nessi i Alice są na zakupach. Cieszyłam się z tego że moja córka dowie się o istnieniu Jacoba w inny sposób.
-Bello wyjdziemy przed dom- poprosił mnie Edward
-wszyscy na dwór pies idzie-powiedział w przestrzeń ale i tak wszyscy domownicy go usłyszeli i po zaledwie sekundzie czekali przed domem
Ja i Ed staliśmy na przodzie a reszta rodziny tuz za naszymi plecami. Wszyscy czujnie obserwowali kraniec lasu wypatrując i nasłuchując naszego gościa. Po zaledwie trzech sekundach usłyszałam dźwięk pękających patyków pod nogami chłopaka. W tym samym momencie wyłonił się zza drzew wysoki, umięśniony, przystojny młody Indianin to był....Jacob. Przeszedł mnie dreszcz to był mój dawny przyjaciel....nic się nie zmienił był taki sam jak prawie sześćdziesiąt lat temu. Widziałam go po raz ostatni kiedy wyjeżdżaliśmy. Doskonale pamiętam jego minę kiedy powiedzieliśmy że musimy wyjechać i łzy w jego oczach kiedy Ness żegnają powiedziała Kocham Cię. Mimo że wiedziałam że go krzywdzie uważałam wtedy że moja córka zasługuje na leprze życie a to wtedy liczyło się dla mnie naj bardziej. Ze wspomnień wyrwał mnie głos którego tak dawno nie słyszałam a który i tak zadrżał.
-Czemu wróciliście?-spytał owy głos
-Dzień dobry-Przywitał się kulturalnie mój mąż
-Czemu wróciliście?-powtórzył Jacob
-W końcu to nasz dom- odpowiedział Edward a ja tylko się gapiłam na dawnego przyjaciela.
-Gdzie jest Nessi?-spytał się drżącym głosem
-Nie ma jej
-A gdzie jest?
-Po co chcesz to wiedzieć kundlu!-warknęła Ros
-Chce się przywitać-mówił spokojnie ale było widać jaki jest skołowany
-Nie masz prawa zbliżać się do Renesmee-głos ponownie zabrał Edward
-Dlaczego!- warkną Jack
- Bo jak nie to ci łeb ukręcę Kundlu-Edward
-Dajcie mi się z nią spotkać
- Nigdy-powiedział rozwścieczony Edward-jak się w nią wpoiłeś to się możesz i odwozić.
-Wiesz że to nie możliwe
-Ale to abyś dał nam i Renesmee spokój jest możliwe. Więc wynoś się do cholery.
Zapadła cisza czy powinnam coś powiedzieć? A jeśli tak to co?
-Jacob to nie jest dobry pomysł zostajemy tu na góra tydzień chyba nie chcesz jej ranić?-odezwałam się pierwszy raz od początku wizyty Indianina.
-Jak to na tydzień?
- Alice remontuje dla nas dom i się wyprowadzamy.- spokojnie odpowiedziałam
-I tak się z nią spotka jak nie dziś to jutro.
-Wynoś się kundlu-powiedziała ostro Ros .Jacob odwrócił się i ruszył w las jeszcze przed granicą drzew zmienił się w wilka.
Przez chwilę wpatrywałam się w punkt w którym znikną. Edward obiją mnie w tli i pociągną w stronę domu. po jakiejś minucie od tamtego zdarzenia zadzwonił telefon i Jaser go odebrał. Po krótkiej wymianie zdań Jasper objaśnił że dzwonił Komediant główny z Tacomy by poinformować o pożarze który wybuchł w lesie obok naszego domu perz co i nasz dom uległ spaleniu. I w tamtym momencie zrozumiałam że nie zostaniemy tu tydzień a znacznie dłużej. Czemu to musi być takie skomplikowane?
Przepraszam za to że jest tak marnie na pisany L
I jeżeli przeczytałaś/łeś to zapraszam do komentowania
Rozdział mi się podoba :) Bardzo fajny blog :) Zapraszam na mojego forever-never-end.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNaprawdę Ci się podoba?
UsuńZależy mi na szczerej odpowiedzi
super ! ;)))) czekam z niecierpliwością na nn ;) buziaki i do nn ;** dużo weny ci życzę :***
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :D Oby tak dalej ;) Dodaj szybko nowy rozdział :D
OdpowiedzUsuńBuziaczki :**
Rozdział bardzo, bardzo fajny wręcz cudowny !!
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny! Prześwietny! Nic dodać nic ująć :D
Czekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! :D
Zapraszam do mnie -Może ci się spodoba nowy rozdział
Jeśli tak pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza:) .
http://tanczacaaa-bellaijazz.blogspot.com/
Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!