„Sny to fantazja ubrana w rzeczywistość...”
(N.G)
(Renesmee)
Leżę wygodnie
wyciągnięta na środku idealnie okrągłej polany i upajam się wonią rosnących wokół mnie tysięcy kwiatów.
Słońce delikatnie pieść poją bladą skórę sprawiając, że ta lekko błyszczy. W
głębi lasu który otacza polane słychać jedynie śpiew ptaków. W momencie kiedy
mam odpłynąć w objęcia morfeusza, zaczynam coś słyszeć. Ciche szelesty traw i
pękających patyków pod stopami przybysza, wystraszona zrywam się na równe nogi
od razu w pozycji do ataku. W momencie kiedy chcę uciec dostrzegam że to tylko
Jacob próbujący się niezdarnie skradać. Byłam przestraszona. Kiedy jednak
chłopak zobaczył moja minę uśmiechną się szeroko i w przepraszającym geście uniósł
ręce. Szybko otrząsnęłam się ze strachu i z gracją baletnicy wbiegłam w objęcia
gościa. Zaraz mnie pochwycił i ze słodką minką zaczął obracać mnie w powietrzu.
Na co ja zareagowałam piskiem i głośnym śmiechem. Po tym jak wylądowałam za
ziemi wyglądał jak by miał ochotę cos powiedzieć, jednak nie mogłam go
zrozumieć...i jak zwykle to czego mogłam się spodziewać...budzik zadzwonił. Obudziłam
się a On znikł wraz ze szczęściem i radością którą odczuwałam we śnie.
To dziś miałam się zapytać rodziców kim był a
może jest Jacob. Jednak się bałam ich
reakcji. Na szczęście tata nie wiedziała co mnie prawie od miesiąca nurtuje, o
czym śnie i rozmyślam całe dnie a to wszystko dzięki mamie która założyła na
mnie tarcze na stałe. Oczywiście może ją zdjąć jak o to poproszę ale mi się nie
spieszy.
Kiedy
zwlekłam się z łózka poszłam do mojej łazienki. Nie była duża jak np. u mojej
kochanej cioci Alice ale też nie była wielkość łazienki zwykłego człowieka.
Było to całkiem spore pomieszczenie modnie urządzone. Miała białe ściany z
czarnymi delikatnymi wzorami, a do tego zielone dodatki. Po szybkim prysznicu
poszłam do garderoby. Była większa od mojego pokoju no i oczywiście zapełnił ją
nasz chochlik czyli Alice która szalała na zakupach razem z Ros moją drugą
ciocią. Wybrałam ładny zestaw
i powłóczywszy nogami
zeszłam na dół.
W połowie
drogi usłyszałam rozmowę moich bliskich nie byłam pewna czego dotyczy ale chyba
przeprowadzki .Nie zdziwiło mnie to zbytnio bo przeprowadzaliśmy się co kilka
lat a tu mieszkamy już prawie dziesięć.
-To gdzie
jedziemy tym razem?-spytałam zaspanym głosem
-Jeszcze nie
wiemy słonko ale Esme na pewno znajdzie jakiś zbytkowy dwór i wraz z Alice
wyremontują go.-Powiedziałam moja mama opierając się o biała skurzaną kanapę na
której siedział Emmett i Jasper grający w coś na plazmie. Natomiast tata
siedział przy fortepianie ale niczego nie grał .Esme pewnie w kuchni szykuje mi
ludzkie śniadanie, a Carlisle jest już w pracy w szpitalu, co do All i
Ros nie miałam wątpliwość że są już na zakupach.
-A macie
jakiś pomysły?-zwróciłam się do rodziców
-Tak
wybieramy miedzy Tacoma a Irvine -z uśmiechem powiedziała mama
To właśnie w
tedy pomyślałam żeby ich się zapytać o Jacoba. Jednak się powstrzymałam i
wpadłam na genialny plan (według mnie był genialny)że dopiero potem w tracę
abyśmy pojechali do Forks w końcu dawno tam nie byliśmy. Podczas obmyślania
mojego "genialnego" plany dobiegł mnie głos Esme
-Ness
śniadanie.
-Już idę
-odpowiedziałam wesoło i weszłam do pięknej i przestronnej kuchni. Nowoczesne wyposażenie
w końcu się na coś przydaje. Poczułam intensywny zapach świeżych naleśników z
czekoladą. To było moje ulubione ludzkie danie.
Po śniadaniu
szybko pojechałam do szkoły moim
porsche kocham ten samochód.
Dzięki
niemu nie spóźniłam się na lekcje. Gdy dojechałam parking był prawie pełen
jednak udało mi się znaleźć wolne miejsce i zaparkowałam .Po tym jak wysiadłam
stało się to co codziennie .Prawie wszystkie pary oczu były skierowane w moja
stronę jakie to frustrujące czasem mam ochotę im powiedzieć że by zajęli się
sobą. Jednak się powstrzymuję .Po drodze do klasy zaczepiła mnie moja przyjaciółka
Kim. Jest wysoka, szczupła ma długie aż za pośladki czarne włosy i delikatne
rysy twarzy. Jest obiektem wszystkich westchnień chłopaków no zaraz po mnie. Razem
udałyśmy się na pierwszą lekcje była to znienawidzona przez nas obie
matematyka. Rozmawiałyśmy dużo i lekcja szybko zleciała tak samo jak kolejne. Na
lanchu powiedziałam jej że się przeprowadzam nie długo na co ona wybuchła
płaczem.
-Głupia nie
płacz będziemy się kontaktować-pocieszałam ją
-Wiem ale
jak ty wyjedziesz to zostanę tu sama jak palec i znowu zostanę szkolnym
wyrzutkiem -westchnęłam i przytuliłam przyjaciółkę.
W trakcie
jazdy ze szkoły do domu rozmyślałam jak wpleść do rozmowy moje pytania dotyczące
chłopaka. Jednak po przyjechaniu na miejsce i niemalże wczołgałam się na górę
zobaczyłam jak ciocia Alice mnie pakuję. Z niedowierzania zrobiłam zdziwioną
minę i spojrzałam pytająco na All.
-Co się
stało że musimy wyjeżdżać tak szybko?
-Nic się nie
stało
-Alice ja
mam oczy pamiętasz?
-No dobrze
mieszkamy tu za długo Aro kazał nam się przeprowadzić do jutra bo inaczej sam
na pomoże. Rozumiesz?-spytała smutna Alice po czym dodała-nawet nie mamy gdzie
jechać miałam za tydzień zacząć odnawiać dom w
Tacoma ,ale nie zdążyłam-powiedziała zawiedziona. I w tamtym momencie
zrozumiałam że lepszej okazji nie będzie.
-Alice pamiętasz
nasz dom w Forks… na pewno jest w bardzo dobrym stanie może tam
pojedziemy?-mówiłam udając niewiniątko a tak na prawdę realizowałam swój plan.
-Forks?-powtórzyła
-Tak.
Swietne ale czuje pewien nie dossyt pisz szybko
OdpowiedzUsuńpisz szybko :P nie mogę się doczekać następnego rozdziału :) Rozdział świetny , wspaniały , genialny . :P
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny! Prześwietny! Nic dodać nic ująć :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się baaaaardzo! :))
Czekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! :D
Ps. Sorki za spam: Zapraszam do mnie -Może ci się spodoba nowy rozdział
Jeśli tak pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza:) .
http://tanczacaaa-bellaijazz.blogspot.com/
Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!
Hej :) Rozdział świetny. Mam nadzieję, że szybko dodasz następny rozdział ;) Pozdrawiam i życzę weny :) Sandra :*
OdpowiedzUsuń