„Dziwny dzień”
Poranek był
koszmarny byłam strasznie zmęczona i wszystko mnie bolało. Strasznie nie
wygodnie śpi się na Jacobie. Jednak sam fakt że to właśnie w jego objęciach
zasnęłam rekompensował bolący kark. Jest właśnie niedzielne popołudnie i
zastanawiam się co mogła bym robić strasznie się nudzę, a Jacob ma właśnie
patrol. Może by tak Alice na zakupy wyciągnąć? Albo pojadę do La Push do Sary
lub Leah. Tak pojadę do rezerwatu. Wybiegłam z domu i pognał do Leah nie
chciało mi się szukać kluczyków do samochodu a i tak szybciej jest jak biegnę. Dotarł
na miejsce po zaledwie pięciu minutach. Zapukam do drzwi i otworzył Seth.
-Cześć co
cię do nas sprowadza- zapytał wesoło z wielkim uśmiechem
-Hej po
prostu mi się nudzi i nie mam co robić pomyślałam że może jest Leah i dała by
się wyścignąć na zakupy czy coś.
-Nie ma jej
ale wejdź zaraz wróci.
-Nie chcę ci
w niczym przeszkadzać więc może przyjdę później –nie chciałam zwalać mu się na
głowę
-Przestań
wejdź i tak nie mam nic do roboty- uśmiechnął się i skierował do salonu, a ja
za nim.
-Może za nim
Leah wróci pomyślimy ja pomóc Maco? On
naprawdę ma pecha że to właśnie na nią trafiło- mówiąc to usiadłam na kanapie
obok Setha
-A może tak
byś się z nią trochę zaprzyjaźniła? Oni nawet razem do szkoły nie chodzą będzie
miał chłopak problem- na jego słowa wybuchłam sztucznym śmiechem
-Że niby ja,
z nią, żartujesz prawda? Po tym wszystkim co nam zrobiła? I jeszcze po ataku
Jacoba? Myślisz że ona po tym ostatnim to w ogóle odważy się do mnie podejść-
to nie mogło się udać ona po prostu teraz się mnie i Jacoba boi.
Oboje
zamilkliśmy i rozmyślaliśmy co powinniśmy zrobić. Jak ich ze sobą poznać. Może
„przypadkowe„ spotkanie w parku lub sklepie. Nie mam pomysłu. Po kolejnych
kilku chwilach milczenia odezwał się Seth.
-Już wiem
może się udać, posłuchaj jutro w szkole razem z Jacobem ogłoście imprezę i zawody
surfingowe na plaży w La Push w piątek. Muście tylko powiedzieć żeby przyszli
wszyscy…bez wyjątku. Wiem że zawody wypalą bo Alice ostatnio mi mówiła że będą
fale. Zbierze się trochę ludzi od was i z rezerwatu, będzie to impreza stulecia
nawet jak tych nie uda się zeswatać to przynajmniej się zabawimy- tłumaczył mi uśmiechnięty
Seth. Szczerze nie wiem co o tym myśleć jednak mam nadzieję że to wypali.
-Myślisz że
się uda?-byłam niepewna
-Mam taką
nadzieje
- Zawsze
można spróbować- jedynie westchnęłam
Siedzieliśmy
tak jeszcze pół godziny obgadując szczegóły i inne możliwość zeswatania jednego
z moich przyjaciół z największą suką jaką widział świat. Było wiele ciekawych
pomysłów które przypadły mi do gustu np. przywiązać ją do torów i niech Maco w
ostatniej chwili ją uratuje i robi za super bohatera, jak by co to ja bym
pierwsza stał ze sznurem przy torach, albo wepchnąć ja pod rozpędzonego tira…i
w tym momocie Maco mógł by nie zdążyć. Wiem że strasznie by cierpiał więc nich
nic takiego się nie zdarzy. Po upływie kolejnych dziesięciu minut zaczęłam
zastanawiać się dlaczego tak długo nie wraca Leah. Mam jednak nadzieję że się
stało.
-Kiedy miał
wrócić twoja siostra?- zapytałam bo zaczynałam się martwić i niecierpliwić
-A która
jest?- wyją telefon i sprawdził godzinę- powinna być w domu półtora godziny
temu…dziwne nigdy tyle się nie spóźniała, ale w końcu jest dorosła-machnął ręką
i poprawił się na kanapie wyciągając z pod poduszki pilot od telewizora
-Nie
martwisz się?
-O co o
Leah, w końcu jest chyba wiec co robi, a na dodatek jest wilkiem, pamiętasz?-
wzruszył ramionami i zaczął skakać po programach
Siedziałam z
Sethem jeszcze jakieś niecałe dwie godziny i postanowiłam wracać, bo pewnie mój
kochany wilczek skończył już patrol. Pożegnałam się z przyjacielem i wyszłam.
Nie śpieszyło mi się więc wracałam niemalże w ludzkim tempie. Kiedy dotarłam
już do domu weszłam najpierw do salonu jednak nikogo nie było. Postanowiłam
zadzwonić do Jacoba. Pobiegłam po telefon i wybrałam jego numer jednak nie
odbierał. Co ja mogę sama robić w domu… nic ciekawszego od oglądania telewizji
i czytania książek nie przyszło mi do głowy. Dochodziła osiemnasta, a nadal
nikt nie wracał ani nie odbierał telefonu. Nawet Seth zaczął się martwić bo do
mnie dzwonił czy może ktoś się odzywał. Nie wiedziałam co robić. Po kolejnej
godzinie poprosiłam Setha aby do mnie przyjechał. Teraz razem siedzimy i
zamartwiamy się o resztę.
-Seth a może
im coś się stało?- naprawdę się martwię i to nie na żarty, zawsze mówili że ich
nie będzie a teraz nic
-Ness na
pewno nic im nie jest przestań się zamartwić- uśmiechną się delikatnie i
zamilkł. On tez się martwi widzę to w jego oczach i zachowaniu.
Po chili
milczenia i wpatrywania się bez większego celu w telewizor odezwałam się. Po
prostu nie mogłam już siedzieć w miejscu.
-Może jesteś
głodny tyle już tutaj siedzimy?
-Przestań
nie będę cię wykorzystywał, a poza tym wiem gdzie macie lodówkę- uśmiechnął się
szeroko, a ja odwzajemniłam ten gest.
-Naprawdę
nie chcesz bo ja idę do kuchni-musiałam gdzieś iść
-Idę z tobą-
oboje wstaliśmy z kanapy i poszliśmy do kuchni ja wstawiłam wodę na herbatę a
Seth grzebał po szafkach i szukał składników na kanapki.
-Pomóc ci?- zapytałam
kiedy zalałam herbatę
-Jak byś mogła
to wyjmij jakiś talerz dobra?-od razu sięgnęłam na półkę z naczyniami kiedy postawem
talerz na szafce usłyszałam że ktoś mknie przez las.
-Słyszysz?-zapytałam
przyjaciela na co on tylko kiwnął głową.
Zostawiliśmy
wszystko i wybiegliśmy przed dom. Przez dłuższą chwile nic nie wiedziałam a jedynie
słyszałam że w naszym kierunku zbliża się kilka osób. W końcu zza drzew
wyłonili się moi bliscy. Nie myśląc wiele od razu rzuciłam się na swoich
rodziców i zaczęłam ich przytulać. Kiedy tylko zawisłam na szyi taty zaczęłam
się wypytywać ich gdzie byli
-Gdzie wy byliście
nawet nie wiecie jak się martwiłam
-Skarbie
Volturi dziś tutaj było, zaraz po tym jak wyszłaś, Alice miał wizje, że oni przyjeżdżają.
Zaskoczyli nas, że tak szybko dotarli i
przez ostatnie kilka godzin, my wraz z kilkoma członkami watahy i rozmawialiśmy
z Volturi- wyjaśnił tata
-Volturi? Co
oni znowu chcieli-zaczęłam się bać
-Aro nie ma
złych zamiarów my z nim tylko rozmawialiśmy bo ma problem- Aro i problem
rzadkie połączenie
-A
mianowicie jaki?-zapytałam
-Aro ma
córkę…nazywa się Amber i ma trzy dni…-zaniemówiłam- przyjechał do nas po rade
po prostu nie wie jak się zajmować takim dzieckiem, nie radzi sobie mimo sztabu
służby- tatę to chyba trochę śmieszyło
- Ale tylko
o to mu chodziło prawda?-miałam złe przeczucia
-No nie do
końca…on chciał zabrać Cię do Włoch-że niby co?!
-Mnie po
co!-krzyknęłam
-Uważa że
tylko ty jesteś w stanie zrozumieć takie dziecko-po prostu wspaniale tylko tego
brakowało żebym została niańką, jakiegoś dzieciaka
-Ale ja nie
chce!-znów zaczęłam krzyczeć
-Ness nikt
ci nie karze tam jechać, jednak byłoby lepiej jak byś się zgodziła. Możesz nie wierzyć
jednak Aro był…nico załamany
-Nigdzie nie
jadę!-dalej krzyczałam
-Nessie
spokojnie, może chodzimy do domu to nie miejsce na takie tematy-z pomiędzy
drzew wyłonił się Jacob
Wszyscy
zgodnie kiwnęli głowami i poszliśmy w stronę mieszkania. Jak już dotarliśmy na
miejsce weszliśmy do domu, i skierowaliśmy się w do salony gdzie wszyscy
wygodnie się rozsiedli. Ja wraz z moim chłopakiem siedzieliśmy na kanapie, Setch
i Leah usiedli w dwóch z czterech foteli. Natomiast rodzice dziadkowie i reszta
rozeszła się po domu. Dopiero teraz kiedy siedziałam przytulona do Jacoba
przyszła mi do głowy jedna myśl. Przecież Seth kiedy do mnie biegł był pod postawiał
wilka, czyli on kontaktował się z Jacobem i siostrą. Wstałam szybko i
podbiegłam do fotela przyjaciela.
-Seth…-
powiedziałam słodkim głosikiem chłopak tylko na mnie spojrzał i się uśmiechnął
-Słucham
skarbie- odpowiedział równie słodkim głosem
-Ej nie
pozwalaj sobie-wtrącił się Jacob
-Dobra, co
chciałaś?- zapytał chłopak
- Ty o wszystkim
wiedziałeś, o tym gdzie są i co robią i nic mi nie powiedziałeś
-Yyy…to
Jacob mi kazał nic ci nie mówić bo byś do nich pobiegła, a on się o ciebie
martwił…- powiedział bardzo szybko i zasłonił twarz w geście obronnym, zaczęłam
się śmiać- tylko nie bij.
-Ciebie nie
mam zamiaru uderzyć- i odwróciłam się w stronę Jacoba- Jack…-powiedziałam z
wyrzutem
-Przepraszam
nie chciałem cię martwić. Podczas patrolu wyczuliśmy ich zapcha, kiedy tylko
dobiegliśmy na polanę wszyscy Cullenowie już tam byli. Zacząłem się rozglądać
czy przypadkiem ciebie tam nie mam, wiec kiedy cię nie znalazłam to odetchnąłem z ulgą
nie chciałem cię narażać na niebezpieczeństwo- Jack złapał mnie za rękę i pociągnął
sadzając sobie na kolanach.
-Ale ja się
martwiłam i to bardzo- zrobiłam smutną minę
-Zmieniam się
w wielkiego wilka, nie boje się wampirów- uśmiechnął się pokazując swoje białe
ząbki
-Nie o
ciebie się martwiłam, a o rodziców- uśmiech zniknął z twarzy Jacoba za to
pojawił się na mojej.
-Uuu pocisnęła
Ci- wciął się Emmett, tylko jego interesowała nasz rozmowa bo reszta rodziny
była pochłonięta rozmowami między sobą
Objęłam Jacoba
za szyje i się do niego przytuliłam. Zaczęłam się zastanawiać. Może powinnam
jechać do Włoch i pomóc Aro jednak z drugiej strony boje się iż nie wiem jak
obchodzić się z dziećmi. Jednak zawszę mogę spróbować co mi szkodzi. W końcu to
dawny przyjaciel mojego dziadka. Wypadało by chociaż poznać tą małą, a może bym
umiał im pomóc, jestem taka jak ona więc się dogadamy. Jak ja dojadę do
Voltiery to Amber będzie umiał już mówić i chodzić. Trudny wybór. Zawsze lubiłam
przygody a tu zapowiada się całkiem ciekawe przeżycie.
Po kilku
minutach milczenia zabrałam głos przerywając rozmowy w pomieszczeniu.
-Dziadku? A
kiedy bym miał tam jechać?-wzrok wszystkich był skierowany na mnie
-Jesteś tego
pewna, chcesz jechać?-zapytał zdziwiony
-Jeszcze nie
wiem, jednak mogę spróbować przecież nic mi się nie stanie, to kiedy bym miał
jechać?-ponowiłam pytanie
-Najlepiej
za dwa tygodnie bo będziesz mogła już z dziewczynką rozmawiać i jął uczyć-
spokojnie wyjaśnił dziadek jednak zdrzewnieje z twarzy domowników nie znikało.
-Przemyśle
jeszcze tą decyzje, jednak też wolała bym się już położyć- byłam zmęczona i
jeszcze musiałam powiedzieć coś Jacobowi
-Oczywiście możesz
iść, dobrano skarbie- odezwał się mama
Wstałam powoli
z kolan mojego ukochanego i wzięłam go za rękę i lekko pociągnęłam aby wstał.
-Jack choć ze
mną jeszcze chciałam ci cos powiedzieć- uśmiechałam się do niego- dobranoc
wszystkim-powiedziałam i zwróciłam się w stronę schodów.
Weszliśmy do mojego pokoju i od razu padłam na
łóżko ciągnąc Jacoba za sobą. Leżałam na plecach a Jack tuż obok mojej głowy
opierał ręce na materacy. Spojrzał mi w oczy i delikatnie pocałował moje wargi.
Ten delikatny gest zaraz przerodził się w namiętny pocałunek. Chłopak złapał
mnie w tali i teraz to ja leżałam na nim opierając dłonie na jego masywnej klatce
piersiowej. Zabrakło mi tchu i podniosłam głowę tak aby widzieć jego twarz. Wesołe
iskierki tańczyły w jego ciemnych oczach a promiennego uśmiechu nie dało się nie
odwzajemnić. Zeskoczyłam z Jacoba na podłogę (nie zależnie od tego jak to brzmi
dop.Aut) i wbiegłam do garderoby w poszukiwaniu piżamy. Szybko się przebrałam i
wróciłam do łózka. Nawet nie chciało mi się wziąć prysznicu, wiem szczyt
lenistwa. Położyłam się obok Jack’a i oparłam głowę o jego pierś.
-Dziś jak cię
nie było poszłam do Setha i myśleliśmy jak pomóc Maco. Mamy już pomysł, ale
będziemy musieli trochę się pomęczyć
-My? Dlaczego?-zapytał
Opowiedziałam
mu cały plan Setha, o plaży imprezie, a na koniec że to właśnie my musimy
zaprosić Laure a to spotkanie. Z tego ostatniego nie był zadowolonym jednak że
Maco jest jego kumplem poświęci się ten jeden raz dla niego. Na poprawę humoru opowiedziałam
mu moje pomysły ewentualnych spotkani tej pary. Nawet Jacobowi się podobały. Rozmawialiśmy
jeszcze dwie godziny, aż w końcu po chwili usłyszałam ciche pochrapywanie
mojego kochanego wilczka. Przytuliłam się do niego jeszcze bardziej i od razu zasnęłam.
Miałam dość dziwny sen, byłam u Volturi było tam mnóstwo straży, jakieś dziecko
płakało, krzyki ogólnie chaos. Więcej nic z niego nie pamiętam.
Witam :)
Ponownie ja i oto rozdział 14 został oddany do waszej oceny.
Mi się nie zbyt podoba bo jakoś inaczej pisałam. Chyba się już przyzwyczaiłyście
że rzadko dodaje NN, jednak tym razem naprawdę nie mogłam wcześniej. Mój tata
jest w szpitalu, na szczęście czuje się już dużo lepiej. Ale sam fakt że mam więcej
obowiązków chociaż w małym stopniu mnie usprawiedliwia, prawda? Wracając do
tematu przepraszam za wszystkie błędy i zapraszam do komentowania
Pozdrawiam
Alice
PS. Zajrzyjcie na tego bloga może się wam spodoba? Jest to
opowiadanie związane w dużej mirze ze Zmierzchem ale pojawiają się nowe rzecz…a
w sumie same zobaczcie :D