„Zawsze trzeba mieć
nadzieję bo bez niej życie traci sens”
N.G
Kiedy Seth
powiedział mi o swoim planie chyba jeszcze nie wiedziałam na co się porywam.
Niby jak mam zaprosić na imprezę mojego największego wroga. Od ilu dni próbuję
wraz z Jacobem wymyślić co mamy zrobić z Laurą.
W poniedziałek nie było jej w szkole natomiast we wtorek nawet nie
próbowaliśmy bo Laura bała się nawet obok nas przejść. Piątkowa impreza zbliża
się wielkimi krokami, a nadal nikt o niej nie wie. Dzisiejszy dzień również był
strasznym niewypałem bo znów nam się nie uda to nawet do niej podejść. Nigdy
nie myślałam że będę na siłę próbowała rozmawiać z tą samą suką która próbowała
zniszczyć mój związek z Jacobem. A jednak niemożliwe stało się prawdą i jak głupia latam za moim wrogiem. Może jutro
uda nam się coś zdziałać i zaprosić chociaż kilka osób.
Jest już prawie
jedenasta w nocy i razie siedzę z Jacobem w moim pokoju i można by powiedzieć
że się kłócimy. Uparłam się że jednak pojadę do Włoch jednak Jack stanowczo mi
tego zabrania. Wiem że się o mnie martwi, ale i tak nie zmienię zdania. W końcu
nic mi się nie może tan stać, Aro sam powiedział że mnie potrzebuje co oznacza
że mnie nie skrzywdzi.
-Ness…proszę
nie jedz tam- powtórzył po raz kolejny
-Podjęłam
decyzję i jej nie zmiennie- siedziałam na łóżku a Jack nerwowo krążył po
pokoju.
-Rozumiem
jednak to niebezpieczne- upierał się dalej przy swoim
-Co w tam
może być niebezpiecznego? Załamany wampir
i nieujarzmione pół wampirzątko? Zastanów się- byłam bardzo opanowana jednak
i tak podniosłam nieco głos
-Wiem że nic
nie pamiętasz…- coś jeszcze szepną nie jestem pewna ale to brzmiało jak „to
moja wina”
-Co, twoja
wina?- zapytałam naprawdę z zdziwiona
-Proszę nie
teraz…kiedyś ci wszystko wyjaśnię. Jednak teraz nie zmieniaj tematu i powiedz
jak mam cię przekonać abyś została-odwrócił się do mnie plecami jednak wiedziałam
że coś go trapi
-Nie wiem o
co ci chodzi ,a co do wyjazdy nie zmienię zdania koniec kropka.- Odrzucił się
do mnie i podszedł, obiło swoimi dużymi dłońmi moją twarz i spojrzał w oczy
-Nessie
proszę…czuję że może się cos stać- jego wzrok był zatroskany i przenikliwy
czułam się jak by próbował ujrzeć moją duszę , on naprawdę się o mnie martwił.
-Jack…czy ty
zawsze kiedy się przy czymś upieram musisz tak na mnie patrzeć? Ty chyba wiesz
że w takich momentach nie umiem ci odmówić.-Uśmiechnęłam się lekko wpatrując
się w jego ciemne oczy
-Jak
to?-zapytał
-Twój wzrok,
te ciemne oczy tak na mnie działają.- uśmiechnęłam się teraz szerzej i po
chwili pocałowałam Jacoba
-Czyli
zostaniesz?
-Tak, ale
przestań mnie już męczyć-pocałował mnie i uśmiechną- teraz mi powiedz co tam u
chłopaków z Watahy, no i jak się ma Maco-byłam ciekawa jak ten ostatni się czuje
-Chłopaki
spoko jednak Maco w rozsypce a w jego głowie jest tylko Laura- Jack głośno
westchną
-Może jutro
nam się uda ją zaprosić- nie wiem czemu, zaczęłam się śmiać
-Co cię tak
rozbawiło?
-Cała ta
sytuacja. Najpierw się wyklinamy potem ty jej prawie urywasz głowę i
nagle…zaczynamy za nią latać jak głupi i próbujemy ją zaprosić na imprezę.
Wiesz to trochę żałosne- nie mogłam opanować śmiechu
-Wiem to
strasznie dziwne jednak nie robimy tego dla siebie , a dla naszego kumpla. Maco
naprawdę ma doła, chyba jedynie ja miałem większego kiedy ciebie nie
było.-przytulił mnie mocno
-Ale tu
jestem, przyjazd tu był najlepszą rzeczą jaka mogła się mi przydarzyć
-Nie wątpię-
szepną i znów mnie pocałował
Przytuleni
do siebie staliśmy jeszcze przez jakiś czas w tej pozycji, nie zwracając na
otaczający nas świat uwagi liczyliśmy się tylko my i ta chwila. Jednak nie
mogąc się powstrzymać ziewnęłam przez co Jacob mnie puścił i zacząć się śmiać.
Ja jedynie się uśmiechnęłam i upadłam na łóżku.
-Jest już późno
to ja już pójdę a ty idź spać.
-Masz racje jestem
już zmęczona-ułożyłam się wygodnie w łóżku a Jack podszedł i pocałował mnie w
czoło. Dochodził już do drzwi kiedy sobie o czymś przypomniałam.
-Jack
odebrałeś ulotki?- powiedziałam zaspanym głosem
-Tak,
przyniosę je na jutro- przynajmniej spróbujemy rozdać ulotki może ktoś
przyjdzie na tą „imprezę” zaczynam wątpić czy to się uda
-Dobranoc
skarbie-powiedziała, jeszcze Jack’owi na co on odpowiedział to samo i zniknął
za drzwiami mojego pokoju. Jeszcze słyszałam jak żegna się z reszta Cullenów,
jednak się nie przysłuchiwałam bo byłam zbyt zmęczona.
Tej nocy nic
mi się nie śniło, Voltera czy krzyk
dziecka zupełnie nic, mimo że codziennie mnie nawiedzały te same sny.
Poranek przebiegło spokojnie i bez większych
problemów, no chyba że za problem uważa przebieranie się pięć minut przed
wyjście bo jakiś kochany Emmett rzuci w ciebie kanapka z dżemem. Kiedy była już
gotowa do wyjścia pobiegłam do garażu i wsiadłam do swojego samochodu jednak i
tutaj pojawił się mały problem…zapomniałam zatankować. Wróciłam do domu i zabrałam
kluczyki od samochodu mamy. Dla większość ludzi takie problemy jakie spotkały
mnie rano są naprawdę końcem świata. Jednak dla mnie koniec świata miał zacząć
się kiedy już dojechałam spóźniona na lekcje
Pierwsza lekcja
zarówno jak druga i trzecia były normalne, nauczyciele coś tam sobie truli, a
ja rysowałam na końcu zeszytu. Zawsze tak robiłam kiedy się denerwowałam. Nie
dość że mysimi zaprosić dziś Laurę to na dodatek od rana nie widziałam nigdzie
Jacoba, jednak mam nadzieję że jeszcze się pojawi i mnie samej z tymi
wszystkimi ludźmi których mamy zebrać na imprezę.
Te zajęcia
skończyły się według mnie zaskakująco szybko, bo już słychać dzwonek. Zebrałam
wszystkie swoje rzeczy i wrzuciłam na dno torby i poszłam w stronę stołówki.
Nawet nie wiem jak mam się za to wszystko zabrać. Ustaliłam z Jacobem jedynie
tyle że ogłośmy i rozdamy ulotki na Lanchu, a ja nawet nie wiem jak się do tego
zabrać, co prawda ma ulotki przy sobie bo Jacob dziś wcześnie rano przyniósł je
do Cullenów. Westchnęłam głęboko i weszłam do stołówki mrucząc do siebie -raz się żyje, do odważnych świat należy -zaczęłam
kierować się w stronę „naszego” stolika i prawie zaczęłam piszczeć ze szczęścia
bo siedział tam Jack i nie zostanę z tym sama. Podeszłam do niego szybkim
krokiem i przytulił
-Gdzie byłeś
już się bałam że będę musiała ogłosić to wszystko sama-byłam po prostu
szczęśliwa
-Nie mogłem
wcześniej, na patrolu chłopaki wyczuli nomadę…ale już po wszystkim.
-wypuść
liście go- miałam taką nadzieje
-Zabił dwie
turystki…nie mogliśmy-spuścił wzrok
-Ale rządnemu
z was nic się nie stało- trochę się wystraszyłam. Jednak Jack jedynie się uśmiechną
i powiedział
-Jesteś jak
Bella ona reagowała dokładnie tak jak ty teraz- często mi mówiono że jestem
podobna do mamy jednak pierwszy raz usłyszałam to od Jacoba, uśmiechnęłam się
delikatnie
-No to skoro
wszystko jest w porządku…-przerwałam i powiedziałam cienkim piskliwym głosem-to
teraz mi pomrzesz bo ja się ich boje-Jack jedynie się zaśmiał -Nie śmiej się ze
mnie tylko mi pomórz- zrobiłam złą minę, a Jack znów się zaśmiał.
-Kochanie,
nie wiem jakie skomplikowane masz pomysły, aby ich wszystkich zaprosić na jutrzejszą
imprezę. Jednak przestań się zamartwiać bo ja mam niezawodny sposób który na pewno
nas, ani nikogo przed nami nie zwiódł...szczerze? mam na to wyjebane
-Ale
przecież…-nie mogłam dokończyć bo Jack jedynie się uśmiechną szeroko
odsłaniając swoje białe zęby i wstał- Co robisz?- zapytałam
-Zobaczysz…a
na razie wyjmij ulotki- dalej się szczerzył
-Dobra…-zaczęłam
grzebać w torbie, a Jacob wszedł na krzesło na którym wcześniej siedział.
Zrobiłam wielkie oczy i podałam mu stos kartek.
-Cisza!-krzyknął
a jego głos wypełnił całą salę. Wszystkie rozmowy ucichły i każdy skierował
wzrok w nasza stronę.-Mam do was małe pytanie…-powiedział ciszej i nieco
zagadkowo- Kto chce jutro imprezę na plaży -krzyknął a w zamian dostał chór
okrzyków i brawa na tak-Będą zawody surfingowe i całonocna zabawa przy ognisku,
organizuje je wraz z moją dziewczyną Nessie wszyscy są zaproszeni-jego wzrok
powędrował na Laurę- bez wyjątku-dodał ciszej- więcej informacji o miejscu i
godzinie na ulotkach-wszystkie ulotki podzielił na trzy stosy i podał w tłum
który zebrał się w okuł niego. Wszyscy zaczęli bić brawo, a Jack zszedł krzesła
i teatralnie się ukłonił. Wszyscy po chwili zaczęli wracać do swoich stolików pogrążeni w
rozmowach. Teraz najczęściej padającym pytanie słyszanym z ust dziewczyn w
tłumie było -Co ja na siebie założę?-z
tego powodu po prostu chciało mi się śmiać.
Kiedy tylko
Jack usiadł naprzeciwko mnie oboje wybuchliśmy głośnym śmiechem
-Mówiłem że
mam niezawodny sposób?-zapytał kiedy się uspokoiliśmy
-Wariat- powiedziałam
i znów zaczęliśmy się śmiać.
Dokończyliśmy
szybko Lunch i usłyszeliśmy dzwonek. Reszta dnia była w miarę spokojna. Jedynie
co chwile ktoś nas zatrzymywał i mówił że fajnie że coś takiego organizujemy.
Na szczęście ostatnie lekcje miałam Z Jacobem więc było wesoło.
-Myślisz że
Laura przyjdzie- zapytałam kiedy już wyszliśmy ze szkoły
-Nie wiem,
może- odpowiedział i Jacob obejmując mnie ramiennie i pocałował mimo że nie
przestawaliśmy iść w stronę mojego samochodu.
Witam ponownie ^^
Przepraszam z błędy pisałam na szybko
Wiem że dawno nie dodawałam jednak niemiałam czasu a na
dodatek komp mi się popsuł. Jednak teraz wam oddaje do oceny rozdział piętnasty
i czekam na komentarze. Już w następnym rozdziale ognisko i może pojawi się
Laura…albo nie, cos się na pewno ciekawego wydarzy. Nie zapominajmy że alkohol
będzie lał się strumieniami…na pewno będzie ciekawi, przynajmniej mam taka
nadzieję bo sama nie jestem pewna :D
Pozdrawiam i całuję
Alice